Paweł Majerski – Stanisław Dróżdż
Fragment rozmowy
– Krytycy uważnie przyglądający się multimedialnym eksperymentom
ostatnich lat często zastanawiają się nad kolejnym krokiem
neoawangardy. Dysponując możliwością wykorzystania podobnej
aparatury „wysokiej technologii”, korzystałby Pan z niej w
latach sześćdziesiątych?
– Najprawdopodobniej nie, gdyż jestem wychowany w kulturze
języka pisanego, nie poruszającego się. Te multimedialne
działania
nie mają zbyt wiele wspólnego z poezją konkretną. Z wizualną –
tak, ale w tym „drugim rzucie”. Dla mnie język statyczny stanowi
coś uchwytnego. Język „przesuwający się” może mi służyć do
poszukiwania abonenta w książce telefonicznej. Być może gdybym
był młodszy o dwadzieścia lat… Epoka poezji konkretnej chyba się
kończy. Tak można by smutno podsumować. Trudno powiedzieć, może
zbyt dużą role przywiązujemy do komputera, a to… takie oswojone
zwierzę.
– Pan jednak używał komputera przygotowując swoje prace?
– Tak, ale one są już obliczone i wydrukowane jako teksty
stabilne. W efekcie pojawia się i istnieje tekst powieszony na
ścianie. Starałem się uzyskiwać stabilność tekstów tak, żeby
zarazem były… mobilne. I ta gra mi się podoba. Gdyby przesuwały
się po ekranie, byłyby mechaniczna zabawką, takim polowaniem na
lwa. W „Kronice” pokazywałem na przykład zegary zgrane z tym, co
się działo na planszach. Tekst nie jest po to, by się poruszał.
Takim oto jestem tradycjonalistą.
W Sławkowie, 10 lutego 1998
Fragment rozmowy: Jestem tradycjonalistą… ze Stanisławem
Dróżdżem rozmawia Paweł Majerski,
opublikowanej w „Opcjach”, 1998, nr 3.