Na białej kartce papieru słowo. Tyle suchy opis; taki jest widok
tekstu przed nami. Ale natychmiast nasuwa się pierwsza
wątpliwość co do słuszności i wierności tego opisu: czy nie
należało napisać słowo „słowo”? Wyraz znajdujący się przed nami
to nie tylko słowo w sensie potocznym czy
archaiczno-gramatycznym („słowo” jako synonim bardziej
nowocześnie brzmiącej kategorii „czasownik”) , ale także w
wymiarze semantycznym – jest to bowiem słowo oznaczające słowo,
meta-słowo. Już teraz widzimy, że ów pozornie prosty widok
„słowa” kryje w sobie jakby ciąg dalszy uruchomiony przez grę
cudzysłowów, które, powtarzając to samo, wytwarzają zarazem
nieustanną różnicę między pozornie identycznie brzmiącymi
przytoczeniami. Tak samo, patrząc na tekst Dróżdża, widzę nie
tylko „słowo”, lecz uświadamiam sobie, iż spoglądam na „słowo
słowo”. Tekst, o którym mowa, jest szczególnie
interesującym przykładem poezji konkretnej, bowiem ukazuje to,
co dla niej tak istotne: płaszczyznę, gdzie to co dosłowne i
oczywiste przechodzi niepostrzeżenie w to co pojęciowe i
myślowe.
Poezja konkretna to
nieustanny ruch, oscylacja między jawnym a ukrytym, między
rzeczą a jej użyciem. „Słowo” i „słowo słowo” – różnica
między tymi dwoma zapisami jest przedziałem dzielącym pojęcie od
przedmiotu, z tym, że różnicy tej jesteśmy świadomi jakby
post factum: zdajemy sobie sprawę z możliwości jednej
interpretacji akurat w momencie, w którym przyjmujemy właśnie
drugi wariant. Obie interpretacje drzemią wewnątrz siebie i
poruszamy się jak wewnątrz popartowskiego obrazu od jednej
konfiguracji do drugiej, gdyż w momencie osiągnięcia pewnego
kształtu natychmiast rodzi się podejrzenie i konieczność
uzupełnienia go postacią aktualnie nieobecną.
[…]
Dzieło konkretne
ukonstytuowane jest wokół pewnej fundamentalnej różnicy
(bariery, granicy), ale charakter tej różnicy jest nam dany
wyłącznie w ciągłym ruchu między stanami znajdującymi się po jej
obu stronach. W istocie więc utwór Stanisława Dróżdża nie jest
przedmiotem i/lub pojęciem, lecz przedmioto-pojęciem,
pulsowaniem od jednego do drugiego, czyli – jak sam Autor nazywa
swoje teksty – „pojęciokształtem”.
Powróćmy raz jeszcze do
przymiotnika „dosłowny”, bowiem wydaje się on dobrze opisywać
mechanizm dzieła konkretnego. Jest ono „dosłowne” jakby w dwóch
różnych kierunkach. Po pierwsze dlatego, że jest „dokładne”,
tzn. wiernie oddaje to, co jest jego znaczeniem. Gdy w dziele
konkretnym pojawia się rzeczownik „słowo”, wiemy, ze oznacza on
„słowo”, nic więcej, ale też nic mniej. Z drugiej strony wszakże
cała graficzna strona dzieła zwraca nam uwagę, iż niezależnie od
pojęcia „słowo” rzeczą pierwszorzędnej wagi jest także przedmiot
„słowo” znajdujący się na papierze. Oto dwie tendencje
dosłowności tekstu konkretystycznego: dosłowność, zgodność co do
słowa za oznaczanym pojęciem i dosłowność jako ruch ku słowu w
całej jego materialności; ruch, pamiętający, rzecz jasna, o
znaczeniu pojęciowym, ale jakby je zawieszający. Pierwsza
dosłowność zawiera się w formule: jestem zgodny co do słowa
z tym co obiecuję; druga w wyrażeniu: jestem niczym
innym jak tekstem słowo w słowo i materia słowa jest miejscem, w
którym istnieję.
„Słowo” na białej kartce
papieru. Chciałoby się dodać: „samotne” słowo, ale chyba trzeba
oprzeć się tej pokusie. Wiemy, co najmniej od czasów de
Saussure’a, że znak jest śladem rozbieżności znaczenia, które
dzieli go od innych znaków. Jeżeli powiadamy, że żywiołem znaku
jest różnica, to chcemy przez to wydobyć swoiste spiętrzenie
obecności i nieobecności, które – jak pisze Paul Ricoeur – jest
„strukturą znaczenia”1. […] Posługiwanie się znakami
zawsze musi zakładać właśnie ową liczbę mnogą: nawet kiedy na
stronie widnieje tylko jeden znak, jest on bezpowrotnie i
nieuchronnie zaplątany w siec innych znaków, stąd znak nigdy nie
może być samotny. Powracając do naszej marynistycznej retoryki,
powiedzmy, że na horyzoncie semiotyki nie może pojawić się
samotny biały znak, gdyż natychmiast towarzyszy mu cała flotylla
innych żagli, które być może chwilowo tylko pozostają
niewidoczne za linią horyzontu. Tak więc nie wiemy, czy „słowo”
umieszczone centralnie na białej kartce papieru widnieje tam
samodzielnie, czy może wymazano „resztę” tekstu, w którego skład
wchodziło.
Fragment eseju Sztuka mądrego konkretu, [w:] Tadeusz
Sławek, Między literami, Wydawnictwo Dolnośląskie,
Wrocław 1989. 1 P. Ricoeur, Symbolika zła, przekł. S.
Cichowicz, M. Ochab, Warszawa 1986, s. 20.