Małgorzata Dawidek Gryglicka – Stanisław Dróżdż
Fragmenty rozmowy

– Mówił Pan, że myśl o innego rodzaju poezji pojawiała się u Pana jeszcze na studiach…

– Tak. Po pewnym czasie, po przeczytaniu dziesiątek lektur, może nawet setek, bo było bardzo dużo czytania, zorientowałem się, że nie jest to to, o co mi chodzi. Po pierwsze, każdy wiersz, dramat, każdy tekst miał początek i koniec, powieść miała początek i koniec. Ja się zastanawiałem skąd ten początek. Na początku było słowo – nie bez kozery odwołuję się do tego cytatu – a nie po prostu Ogary poszły w las… jak u Żeromskiego. Dalej, jeśli idzie o wiersze – bo ja się interesowałem głównie poezją – dlaczego one zaczynają się akurat Tato nie wraca ranki i wieczory…, tato wyjechał już dawno, co było wtedy? Co było, jak później wrócił? Czy mamusia się ucieszyła? Mnie to bardzo dręczyło. Po prostu postanowiłem wtedy, żeby napisać coś bez początku i końca, żeby to rozpierało ramy początku i końca. I mam nadzieję, że w dużej mierze udało mi się to osiągnąć.

– Jak wówczas [przy pierwszych wystawach prac pod koniec lat 60. – przyp. EŁ] definiował Pan to, co Pan robił?

– Nim się dowiedziałem, że jest to poezja konkretna, miałem już ukuty na to termin. Pojęciokształty. To była pierwsza nazwa. Później używałem sformułowania Pojęciokształty. Poezja konkretna. Pod taką nazwą odbyła się już wystawa w Galerii Foksal [w 1971 roku – EŁ].

– Poezja konkretna narodziła się i funkcjonuje pomiędzy dziedzinami, nie można jej widzieć jako osobnego ruchu czy nurtu, bo ona wciąż ma jakieś związki z pokrewnymi jej sferami.

– Wie Pani, dla mnie jest to zupełnie odrębna dziedzina, ale teraz za późno o tym mówić. Trzeba było o tym mówić w latach 50. zeszłego wieku. Ja jestem wręcz zniesmaczony, jeżeli ktoś mówi, że to co robię to jest plastyka, mimo że należę do ZPAP (śmiech). Poezja konkretna jest dziedziną zupełnie integralną, natomiast może wykorzystywać środki innych dziedzin sztuki (nie poezji!), ale poprzez to nie przestaje być poezją konkretną. Woda, która przepływa przez koło młyńskie jest tą samą wodą, która jest przed kołem młyńskim. Ona wykonuje pewną pracę i wraca do siebie. Tylko wie Pani, historyk sztuki może popełnić błąd. Musi Pani wyraźnie zaznaczyć w swoim tekście, że Dróżdż powiada, że nie ma nic wspólnego ze sztuką, tylko z poezją.

– Pańska poezja konkretna wypłynęła z tworzonej przez Pana uprzednio twórczości literackiej. Czy zgodzi się Pan z opinią, że poezja konkretna jest swoistym uaktywnieniem, uwspółcześnieniem wypowiedzi lirycznej?

– Nie jest jej uwspółcześnieniem, może uaktywnieniem. Moja wiedza zdobyta na studiach została przeze mnie wykorzystana przeciwko tym studiom. A właściwie poezja konkretna nie jest przeciw liryce, ona nie ma z nią nic wspólnego. Ona pojawia się obok prozy konkretnej.

– A jak ją Pan klasyfikuje, czy ona ma szansę być odrębnym gatunkiem literackim?

– Ona jest odrębnym gatunkiem. Nie jest liryką, epiką ani dramatem. Jest faktycznie odrębnym gatunkiem poetyckim.

– Czy dostrzega Pan związki pomiędzy konstruktywistycznym podejściem do materiału malarskiego w wydaniu Władysława Strzemińskiego a strukturalnym użyciem języka stosowanym w poezji konkretnej? Bo dostrzegam korzenie Pana sztuki gdzieś między Białoszewskim a Strzemińskim. Między poezją lingwistyczną a konstruktywizmem, sztuką konkretną.

– Oczywiście. Ja używałem języka w swoich pracach podobnie jak Strzemiński koloru – jako budulec. Ale nikomu w hołdzie niczego nie stworzyłem. Poezja konkretna nie ma nic wspólnego ani ze sztuką konceptualną, ani z plastycznymi sztukami. Mimo że wizualnie przypomina zabiegi plastyczne, to sama w sobie jest ciągle poezją. „Żyłki” [praca pokazana w Galerii Foksal w Warszawie w 2002 roku – EŁ] to też nie jest żadna plastyka. Mówią o tym environment, to nie jest też environmentEnvironment jest terminem czysto plastycznym. Mojej pracy między Tadeusz Sławek nigdy nie nazwał environmentem, mimo, że ten termin na pewno doskonale zna. A Anda Rottenberg nazywa ją w ten sposób.

– Czym jest dla Pana język? Manipulacją, wikłaniem, grą?

– Zależy jak go traktujemy. Są części języka, z których korzystamy i z których nie korzystamy. Możemy wybierać i kombinować. Stąd kombinatoryka prawideł. Język jest grą, ale nie w potocznym tego słowa znaczeniu, jak gra w brydża, czy w pokera, czy w szachy, albo w siatkówkę. W grze, proszę Pani, nie ma żartów. To jest rosyjska ruletka.

Listopad – grudzień 2006

Tekst opublikowany w katalogu wystawy Stanisław Dróżdż, początekoniec. Pojęciokształty. Poezja konkretna. Prace z lat 1967- 2007 / beginend. Concept-Shapes. Concrete Poetry. Works 1967- 2007, Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu, Wrocław, 2009