między, Tadeusz Sławek

[…]
Stanisława Dróżdża między jako słowo nie pojawia się ani razu w całości; brakujący znak graficzny musimy zawsze uzupełnić sami. Nie jest to wszakże tylko uzupełnienie kokieteryjnie pozostawionej przez artystę luki. Gdyby tak było, moglibyśmy dokonać aktu dopełnienia jakiegokolwiek miejsca. Tymczasem, aby uzupełnić dzieło Dróżdża, musimy bezwzględnie znaleźć się w jego obrębie. Nie tylko dopisujemy czy „domyślamy” ów brakujący znak, ale przede wszystkim, wchodząc w przestrzeń tego przedmiotu, sami stajemy się znakiem wypełniającym lukę.

Przypomnijmy zasadę konstrukcyjną między: galeria (w tym konkretnym przypadku chodziło o niewielkie pomieszczenie Galerii Foksal w Warszawie) wyścielona została materiałem, na którym na ścianach, podłodze i suficie zaznaczono w regularnych kwadratach poszczególne litery wchodzące w skład słowa „między”. Jak powiedzieliśmy, nigdy nie układają się one w słowo tak, by stworzyć artykułowany wyraz, ale zarazem dopraszają się pewnego ruchu z naszej strony, który by takie uzupełnienie uczynił możliwym. Bez nas, bez naszego wejścia w przestrzeń pokoju, „między” będzie skazane na rozproszenie, na istnienie w formie bezładnej rozsypanki liter.

„Między” nigdy nie osiągnie swego przeznaczenia bycia „między”, dopóki my nie staniemy „między” jego poszczególnymi znakami. Ale z drugiej strony, dopóki nie rozpoczniemy działania wśród owych rozproszonych znaków, dopóty nie potrafimy odebrać znaczenia „między”. Musimy znaleźć się wewnątrz słowa po to, by mogło nam ono ukazać rządzące nim mechanizmy. Wszelako ośrodkiem tych mechanizmów, jakby celem ich działania, jest powstrzymanie nas na krok przed ostatecznym uformowaniem całości, na moment przed pełną artykulacją brzmienia słowa, która pozbawiłaby nas bycia „między”, stawiając na zewnątrz, poza elementami skupionymi nagle w zamkniętą przede mną całość.

Jeżeli rzeczywistość jest tym, co zachodzi między jej elementami, zatem miarą jej bycia jest stopień jej niegotowości, fragmentaryczności i nieobecności. Świat jest wielką nieobecnością. To znaczy, iż skupiają się w nim wszelkie możliwe obecności. Ale ich znaczenie i sens warunkowany jest dystansem, odległością, wzajemną nieprzyległością przedmiotów. Bycie „między” oznacza przebywanie w strefie wiecznie odnawiającej się różnicy, która uniemożliwia mi pełną identyfikację przedmiotu już skończonego i dopełnionego. Stan „między” jest stanem permanentnej niegotowości.

Zarazem i „ja” poddany jestem działaniu sił „między”, które podważają zwyczajową pewność, z jaką traktuję oczywistość własnego istnienia. Aby znaleźć się „między” przedmiotami, nie wystarczy ustawić się w ich otoczeniu; muszę również uświadomić sobie, iż ja sam jestem też konstrukcją, by tak rzec, nieciągłą. Żeby w pełni zrozumieć znaczenie bycia „między”, muszę dotrzeć do tego, iż nie jest ono zjawiskiem wobec mnie zewnętrznym, lecz przeciwnie – stanowi sam żywioł mojego istnienia. Jak nas poucza Martin Buber: Duch nie przebywa w Ja, ale pomiędzy Ja i Ty. Nie jest jak krew, która krąży w żyłach, lecz jak powietrze, którym się oddycha. Człowiek żyje w Duchu wtedy, kiedy jest w stanie odpowiedzieć na wezwanie swojego Ty1.
[…]

Ja i przedmiot (widz i litery składające się na dzieło Dróżdża) istniejemy. Nie jest to jednak stwierdzenie zamykające nas apodyktycznie w dwóch odrębnych kręgach, lecz przeciwnie – zwraca uwagę na to co zachodzi między nami. W tej sferze nie padają nigdy żadne rozstrzygnięcia. Autor nie pozostawia wolnych miejsc, które pozwoliłyby na faktyczne dopisanie litery i powołanie słowa „między” do istnienia na zasadzie odrębnego, wydzielonego bytu. Do rozstrzygnięcia można się jedynie zbliżyć (ale wtedy, rzecz jasna, przestanie ono mieć znamiona jakiegokolwiek rozstrzygnięcia) wchodząc do pomieszczenia, w którym artysta umieścił znaki tak, by dopiero nasze uczestnictwo stworzyło całość, która zniknie w momencie, gdy opuścimy przestrzeń nazwaną „między”.

Całość, o której mówiliśmy przed chwilą, będzie więc niczym innym jak tylko prowizorycznym, „migotliwym” przebłyskiem możliwości całości, której autentyczność przeżycia „między” musi zapobiec po to, by ocalić dla nas doniosłość i rzetelność bycia dostępnego właśnie fragmentarycznie jako „między”. Owa „całość” (którą niechybnie musimy teraz wziąć w nawias) będzie więc tylko pewną bliską i pulsującą znaczeniem postacią nieobecności.

Naprawdę istniejemy bowiem tylko między sobą a światem.

Fragment eseju Sztuka nieobecności, [w:] Tadeusz Sławek, Między literami, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1989.

1 M. Buber, I and Thou, przekł. ang. W. Kaufmann, Edinburgh 1971, s. 89.