Tadeusz Sławek
Nieoczekiwana niedoskonałość.
Teologia przyimków Stanisława Dróżdża.

1.

Świata nie da się poznać pojmując go jako drobiazgowy spis poszczególnych przedmiotów. Nawet najbardziej pieczołowicie przygotowany słownik wymieniający wszystkie możliwe do pomylenia rzeczy nie jest w stanie wytyczyć dróg w stronę świata, bowiem świat nie jest zbiorem gotowych obiektów, lecz konstelacją relacji. Przedmiot odgrywa w świecie i dla świata wielką rolę, ale świat wykracza poza przedmiot. Nim zaistnieje przedmiot, związki zarysowują okolicę, w której będzie mógł on się pojawić. Przedmiot wkracza zawsze już w jakieś „nad” i „pod”, w jakieś „blisko” i „daleko”, jakieś „tu” i jakieś „tam”. Przyimek, przysłówek, zaimek poprzedzają rzeczownik. Taka jest filozoficzna gramatyka prac Stanisława Dróżdża.

2.

Wittgenstein notuje, że studenci fizyki lepiej są przygotowani do podejmowania kwestii filozoficznych niż matematycy. Dzieje się tak dlatego, że fizyka jest domeną „jawnej niejasności”, podczas gdy matematyka grzęźnie „w przeświadczeniu o swej słusznej tradycji”. Jeśli tak jest, możemy powiedzieć trzy rzeczy: (a) „jawna niejasność” fizyki to nic innego, jak rozpoznanie „związania” przedmiotów nie istniejących w stanie „jasnym”, czyli jako całkowite odrębne, niezależne byty, (b) postawa właściwa badaniu „jawnej niejasności” jest postawą pokory (rzeczownik skłania w sposób naturalny ku posiadaniu, które z kolei jest podstawą wszelkiej dumy) oraz (c) badacze przyimków biorą górę nad badaczami rzeczowników (to zgłębiając relacje poznajemy migotliwość świata).

3.

W ten sposób świat zostaje od-reifikowany. W kulturze, w której przedmiot wyznacza ambicję filozofów pragnących (jak Husserl) powrócić do rzeczy oraz ustanawia trajektorię życia społecznego i ekonomicznego (już Locke wywiódł, że własność jest ostoją naszego systemu) odwrót od rzeczownika ma szczególną wartość. Pokazuje, że rzeczywistości nie da się zrozumieć wyłącznie w kategoriach res extensa, bowiem przedmiot nie występuje w stanie „czystym”; gdy pojawia się, coś jest „obok” niego i nie da się przedmiotu pomyśleć bez owego związku. Przedmiot jest zawsze „związany”.

4.

Trzeba zatem przemyśleć owo „związanie”. Ma ono szczególny charakter; jest nie tylko topograficzne, ale także ontologiczne. Jeżeli przedmiot jest zawsze już przestrzennie zlokalizowany wśród innych przedmiotów, to dzieje się tak dlatego, że związek ów nie odnosi się wyłącznie do przestrzeni, lecz warunkuje pojawienie się przedmiotu: przedmiot jest „niepełny”, bez innego przedmiotu nie może zaistnieć, a zatem relacja poprzedza go i zapowiada. Dlatego sieć relacji wiążąca przedmiot nadaje mu charakter; dopiero wtedy staje się prawdziwym przedmiotem, przedmiotem „wiążącym” (w takim sensie, w jakim mówimy o „wiążącym zdaniu”, czy „wiążącej umowie”).

5.

Dopiero przedmiot „wiążący”, będący przedmiotem „związanym”, możemy wydobyć na światło naszej racjonalności. Jest niczym potężne morskie stworzenie, które dopóki kryje się w głębinie pozostaje dla nas niedostępne, ale to właśnie ten mrok stanowi żywioł jego istnienia; trzeba związać go liną , aby można było przyjrzeć się jego korpusowi. Herman Melville poświęcił opisowi tego procesu twórczego, odsłaniającego, ale i morderczego „związania” swojego Moby Dicka. Przedmiot „związany”, wyciągnięty na powierzchnię traci swoją tajemnicę, jest pożyteczny (długa jest lista sposobów przemysłowego wykorzystania w XIX wieku substancji z ciała wieloryba). Pożyteczność wyklucza bowiem wszelką tajemniczość, lecz żeby uczynić rzecz użyteczną trzeba wydobyć ją z jej „związania” i „przywiązać” jedynie do nas i naszych ludzkich, praktycznych celów i potrzeb. Prace Dróżdża można odbierać jako analizę i krytykę owego „przywiązania” rzeczy do człowieka. Cytując Annę Grzegorczyk, nie chodzi tu o „żadne – jak powie Morawski – studium, wyjaśniające czym jest sztuka, lecz myślenie poprzez sztukę o egzystencji, o jej ekstatycznym dążeniu od Welt (świata ludzkiego) ku Erde (bytowi poza nami), dążeniu nigdy nie mającemu spełnić się w całości”.

6.

Nietzsche w 125 aforyzmie Wiedzy radosnej zostawił nam medytację nad „związaniem” jako sposobem naszego bytowania. Oznajmiona na początku krótkiego tekstu śmierć Boga otwiera długą listę pytań będącą w istocie dramatycznym wołaniem o przemyślenie „związania” jako niezbędnego warunku istnienia. „Nie spadamyż ustawicznie? I w tył i w bok, i wprzód, we wszystkich kierunkach? Jestże jeszcze jakieś na dole i w górze?”. To ledwie początek interrogacji, której finał następuje w aforyzmie 129 konstatującym nieodzowność „związania”. Nawet dla Boga: „’Sam Bóg nie może istnieć bez mądrych ludzi’ – rzekł Luter i słusznie…”. „Od-wiązanie” człowieka od świata zastąpione przez „przywiązanie” stanowi ciemne dziedzictwo antropocentrycznego humanizmu.

7.

„Związanie”, bez którego nawet Bóg nie może się obyć jest domeną przyimków. Trzeba zatem podjąć studia nad „pod” i „nad”, nad „przed” i „za”. Napisawszy to zdanie widzimy jak bardzo i niepostrzeżenie już uwikłaliśmy się w „związanie”: podejmujemy studia „nad” „nad”. Przyimek wnika głęboko w naturę myślenia. Nie można badać, studiować bez natychmiastowego zanurzenia się w relację; trzeba pochylić się „nad” „nad”. Jakby przed „nad” było już jakieś inne „nad”, ale przecież już znowu napisałem „przed”. Nie można myśleć poza przyimkiem, ponieważ to on wyznacza pokorę myślenia (nie zaczynamy od rzeczownika, co najwyżej do niego dochodzimy, zbliżamy się). Jestem „przed” i „za” sobą.

8.

Ów wspomniany przed chwilą rzeczownik pojawi się na końcu procesu „dochodzenia”, ale termin ten bliższy jest w swej wymowie niepewności i meandrom procedury śledczo-policyjnej niż pewności epistemologicznej. Jest to „dochodzenie” bez ostatecznego „dojścia”, w którym nie obywa się bez niespodziewanych, zaskakujących, mylących tropów i poszlak. „Związanie” jest dochodzeniem w sprawie przedmiotu, ale on sam pozostaje jakby cieniem, ledwie majaczy na horyzoncie naszego myślenia, jest ledwie poszlaką. „Dochodzimy” przedmiotu w sensie dociekania, a nie posiadania i rozwiązania jego zagadki.

9.

Rzecz nie jest więc opisana wyrazistym konturem; nie posiada ostrego rysunku. Nie osiąga statusu rzeczownika, lecz opisana jest językiem niepewności. Nie rzeczownik, lecz ledwie pytajnik znajduje się w centrum „związania”. Pierwszym zarysem odpowiedzi na pytanie jest przyimek. To prawda, że relacje stanowią świat przedmiotu, ale jednocześnie znika on w nich, traci ostrość i stanowczość bytowania. Gdy przyglądamy się uważnie „związaniu”, pozostaje zaledwie przeczucie przedmiotu. Nie mamy nawet pewności, czy słowa, które czytamy są pytaniem, odpowiedzią , czy tylko nawarstwianiem się kolejnych relacji.

10.

„Co przed przed”. Niepewna będzie nasza lektura. Czy mamy rozumieć owe trzy słowa jako zarysowanie tego, że przedmiot oplątany „związaniem” nie poddaje się trybowi oznajmującemu, a jedynie pytającemu, nawet wtedy, gdy na końcu nie pojawia się znak zapytania? Czy mamy zatem do czynienia z pytaniem, a opuszczenie stosownego znaku interpunkcyjnego ma podkreślić to, że nie ma już innego sposobu wyrażania się o świecie? A może zbliżamy się do tego problemu z innej strony: może teraz mamy do czynienia z anemicznym oznajmieniem, na mocy którego możemy orzec, iż nasze poznanie dopuszcza nas jedynie do stanu wielkiej niejasności, który nie obdarza rzeczy tożsamością , lecz ledwie jej domysłem. Nie ten lub tamten przedmiot, ale ledwie jakieś „coś”, które pojawi się zaraz obok, w kolejnej pracy, „coś”, które równie dobrze może być „nic”.

11.

Przed „przed” jest tylko inne „przed”, a „za” odnajdziemy jedynie inne „za”. Przedmiot jest tylko podejrzeniem przedmiotu ukonstytuowanym przez przyimki. Co ciekawe, nawet wtedy gdy sytuacja wydaje się wymuszać pojawienie się jakiejś rzeczy, co sugerują zapisy „co przed za” i „co za przed” (przecież „przed” „za” musi być „coś”, bowiem inaczej „przed” nie byłby „przed”, a „za” traciłoby sens), nawet wtedy nie pojawia się „nic”. „Przed” i „za” Dróżdża to rozwinięcie idei słynnej instalacji „między”: tak jak ona mówią o „związaniu” przedmiotu, którego nie możemy, mimo pokusy, nazwać „fundamentalnym”, bo przecież przedmiot „związany” nie posiada „swojego” fundamentu, lecz wraz z innymi przedmiotami „unosi się” lub „spada” w horyzoncie bytowania. Ale jednocześnie prace te stanowią krok dalej: „przed” i „za” zagęszczają jeszcze „związanie” przedmiotu, który nie spoczywa tylko „między”, lecz wybiega (przed) lub wycofuje się (za). Należy nie tylko do „teraz”, ale do „wczoraj” (przed dwoma dniami, na przykład) i jutro (za dwa dni).

12.

Przedmiot jest więc topograficznie nieustabilizowany; nie możemy, choć chcemy, w pełni ustalić jego pozycji. Nie pomoże nam w tym żaden system nawigacji satelitarnej. Gdy chcemy zapisać jego istnienie musimy to uczyniona kilku poziomach: „to” i „tu” wydają się precyzyjne, ale ich egzystencjalny predykat już nie. „Jest” znajduje się na innej linii, w innym wersie, na innym poziomie bytowania. Przedmiot „wybiega” i „wycofuje się”. Jest trochę „tu”, a trochę nie „tu”. W ogóle tylko trochę „jest”; wylewa się ze swojego bycia lub nie wypełnia go do końca. „Na to jest”, aby dać nam świadomość, że w części „nie jest”. Wykracza także w ten sposób poza instrumentalny charakter: jest „na to”, by wskazać, że nie jest „na to”, że sens jego struktury nie wyczerpuje się w żadnym celu ustanowionym przez człowieka.

13.

W zwięzłej formule artysty przedmiot nie „jest”, ale „prze”, „mija” i nieustannie ustanawia na nowo kolejną wersję siebie – (jest) „nie” tym i „nie” tamtym. Nie jesteśmy nigdy usatysfakcjonowani przedmiotem, bowiem on nigdy nie zadowala się samym sobą: dąży, zmaga się w akcie Spinozjańskiego perseverare conatur („prze”), ale cel dążenia odsuwa się w czasie i przestrzeni, przedmiot „mija” nie tylko za sprawą powszechnego stawania się, o którym pisał Heraklit, ale „mija” siebie, nie trafia w siebie, stale wyprzedzając lub cofając się, biegnąc „przed” lub wlokąc się „za”. „Nie” znajdujące się dalej (bo przecież nie możemy powiedzieć „na końcu”), to nie negacja i zaprzeczenie, lecz afirmatywne stwierdzenie sposobu pojawiania się przedmiotu – jest i nie jest jednocześnie. Jest/ nie jest. Nie jest „na”; ani „na” temat ani „na” czasie. Może tylko „na” chwilę: „na” początku i „na” końcu.

14.

Dlatego takie pojęcia jak „początek” i „koniec” są z jednej strony wszechwładne, z drugiej zaś bezsilne. Wszechwładne, gdyż skoro przedmiot jest nieosiągalny, skoro pozostaje przedmiotem „związanym”, zatem udostępnia się nam jedynie jego „krawędź”, granica będą ca jednocześnie „początkiem” i „końcem”. Bezsilne – bowiem w przyjętym rozumieniu są silną formą obecności przedmiotu; „początek” jest obietnicą , jego pierwszym wejściem, zainicjowaniem jego pojawiania się, „koniec” jest uwieńczeniem, ostatecznym zamknięciem i potwierdzeniem. Tymczasem prace Dróżdża są dociekaniem wiecznie wymykającego się przedmiotu; przedmiotu bez „początku” i „końca”.

15.

Na „początku” jest słowo. Ale w zasadzie całe rozumowanie Dróżdża prowadzi do wniosku, że słowo, które jest na „początku” czuje się w tej roli nie swojo. Odnosi się do siebie z dystansem. Raz, dlatego, że wie, że jako przedmiot i znak jest słowem już „związanym”, a w tym splocie na prawdę trudno znaleźć „początek”. Zapis „samo słowo” jest zdradliwy; mówi nieprawdę. W świecie, który stwarza Dróżdż samotność jest pozorna; samotność w sieci. Dwa, dlatego, że przedmiot może zaistnieć jedynie jako pewna zjawa, odległy, niewyraźny zarys, a zatem, że „kończy się” już na samym „początku”. „Na początku” jest więc „poza” początkiem. Chociaż w głębszej analizie okaże się, że w świecie przedmiotu „związanego” nie ma prawdziwego „poza”; wszystko pozostaje w związku. Jest tylko to, co jest pozą „poza”. To już teologia, której szkic znajdujemy w tezie Nietzschego, iż Bóg potrzebuje człowieka. Najwyższy byt nie jest teraz czystym duchem znajdują cym się poza światem; nie jest uduchowieniem rozstrzygającej wszystko pewności. W teologii przyimków, którą proponuje nam Stanisław Dróżdż Bóg, uwolniony od „przywiązania” do wszechwładnej i bezdusznej pewności, staje się ucieleśnionym świadectwem „związania”. Nie jest „poza”. Jest „przed” i „po”, „na” i „pod”.

16.

Mimo tego, że – jak powiedzieliśmy – przedmiot w pracach Dróżdża „prze” i „mija”, mimo całego dynamizmu, jaki kryje się w tych czasownikach, nie mamy do czynienia z chaosem, czy hałasem, który – trafnie rozpoznaje Schelling – „znajduje satysfakcję w nadzwyczajnych pozach i aktach, zuchwałym ogniu, w gwałtownych, powierzchownych i jaskrawych przeciwieństwach”. Przeciwnie, struktury, które oglądamy przenika spokój wynikający z tego, że artysta nie pragnie budować swego świata w oparciu o przeciwieństwa. Owszem, występują one (jak „przed” i „za”) w jego tekstach, ale nie mają charakteru dialektycznego – nie wnoszą napięcia, a kto chciałby czytać je w ten sposób pozostanie na powierzchni prac artysty. Rzeczywistość, w którą nas wprowadza nie opiera się na doskonałości zasady (np. przekonaniu, że świat jest dziełem nieustannego konfliktu), lecz przeciwnie – na niedoskonałości codziennych pojawień się przedmiotów. Nie ma tu „zasady”, bowiem rzeczywistość jest bogatsza od wszelkich arche, które mogą stanowić jedynie wygodne uproszczenie. Pozostaje przeświadczenie Greimasa o daremności prób podporządkowania codzienności wobec naszego bytowania polegającego na poszukiwaniu tego, co nieoczekiwane, a co się wymyka. A jednak, jak pisze Greimas, to właśnie „niedoskonałość jawi się jako odskocznia, która przerzuca nas od bezznaczeniowości ku sensowi”.

Odwołuję się do następujących prac:

L. Wittgenstein, Ruch myśli. Dzienniki 1930-1932, 1936-1937, przeł. S. Reszke. Wydawnictwo Spacja: Warszawa 2002.

Anna Grzegorczyk, „Posłowie” do Algirdasa Greimasa O niedoskonałości, przeł. A. Grzegorczyk. Wydawnictwo Naukowe UAM: Poznań 1993.

F. Nietzsche, Wiedza radosna, przeł. L. Staff. Mortkowicz: Warszawa 1910.

F. Schelling, Filozofia sztuki, przeł. K. Krzemieniowa. PWN: Warszawa 1983

©2007 Tadeusz Sławek
Tekst opublikowany w: Stanisław Dróżdż, Język to gra [katalog wystawy], Galeria Muzalewska,Poznań, 2007.