lub, Elżbieta Łubowicz

[…]
Widz, który stanął przed białą ścianą galerii, zapełnioną przez Stanisława Dróżdża od podłogi do sufitu zwielokrotnionym słowem „lub” – zapisanym komputerową czcionką wyciętą precyzyjnie z czarnej folii – może poczuć się jak mucha łażąca po zadrukowanej kartce papieru. Tekst, powiększony do rozmiarów ściennego malarstwa, zbija z tropu swoją skalą, sprawiając, że podważone zostaje nasze poczucie rzeczywistości. Oto mamy przed sobą ścianę, która, przez upodobnienie do kartki papieru, zdaje się tracić swój materialny byt: staje się pustką, umownym tłem dla tekstu. Tekst z kolei składa się z liter, które przez swoją wielkość i powtarzalność tworzą raczej wizualny ornament niż słowa.

        Praca „lub” jest jednocześnie tekstem i obrazem. Ta przestrzenno-czasowa struktura może ukazywać albo jeden, albo drugi swój aspekt – nigdy oba naraz. Kiedy próbujemy czytać utwór jako tekst, natychmiast przekształca się w obraz (bo zbyt mało jest do czytania); kiedy oglądamy ornament na ścianie, nie możemy nie widzieć, że układa się w słowa. Słowo i obraz, pozostając wciąż różnymi kategoriami, przepływają jedno w drugie, wywołując nawzajem swoją obecność.

        Niezwykłość sytuacji spotęgowana jest jeszcze przez fakt, iż spójnik „lub” niczego tu nie spaja. Uwolniony z kontekstu zdania, wyraża tylko czystą, potencjalną relację. „Lub”, mimo że często używane jako synonim „albo”, ma swoje własne, nieco inne znaczenie: nie alternatywy, ale zastępstwa, wymiany. To nie wybór stanowi właściwą sytuację dla tego spójnika, ale możliwość. Zamiast jednej rzeczy możemy mieć inną; to lub tamto, lub jeszcze inne – całe pole możliwości do realizacji. Stoimy przed ścianą „lub”. Słowa, widoczne w całości na jej środku, urywają się na granicy z sąsiednią ścianą, podłogą, sufitem. Biegną gdzieś dalej w przestrzeń, oddalają się w czasie. Mamy więc przed sobą obraz możliwości: tych, które są teraz przed nami, które były i będą. Wokół nas otwiera się ogromna przestrzeń potencjalnych możliwości, z których tylko niektóre się urzeczywistniają. I daremnie możemy pytać, dlaczego właśnie tak, a nie inaczej; dlaczego właśnie to, a nie co innego nam się wydarza…

        Taka wizja w wyobraźni – poetycka w swojej istocie – mogłaby pojawić się za sprawą tradycyjnego wiersza, posługującego się „alchemią słowa” – czyli grą znaczeń, powstającą na styku bliżej i dalej sąsiadujących wyrazów. W poezji konkretnej, którą uprawia Stanisław Dróżdż, gra słów zastąpiona zostaje innego rodzaju grą: między sensem słowa, wyjętego ze zdania, a jego wizualnym kontekstem, w który zostaje wrzucone. Słowo staje się w ten sposób czymś więcej nawet niż obrazem: nabiera materialności przedmiotu, takiego samego, jak ściana, okno czy podłoga. Spójnik „lub”, umieszczony w zwielokrotnionej postaci na ścianie, metaforycznie otwiera w niej drzwi dla podejrzenia: może wobec tego otaczające nas rzeczy, tworzące rzeczywistość, na zasadzie odwróconej analogii, są znakami, niosącymi w sobie sens, a cała rzeczywistość – jest tekstem? Tekstem, którego oczytanie jest zadaniem na cale nasze życie.

Wrocław, 1998 / 2009

Fragment recenzji Rzeczywistość jest tekstem. O poezji konkretnej Stanisława Dróżdża, „Odra”, 1999, nr 7-8.